W dzisiejszych czasach, kiedy edukacja w zasadzie „leci na pysk”, pojawiają się – mimo wszystko – nowinki oświatowe, które da się przeszczepić na polski rynek. Bywa, że odstraszają obcobrzmiącymi nazwami: coaching, mentoring etc. Nie wiem, czy lepiej byłoby znaleźć jakąś polskie nazwy, raczej nie, zwłaszcza, że coaching wypadałoby nazwać np. treneryzm albo trenerstwo – co wcale ładnie nie brzmi. A za to mentoring, jak brzmiałby spolszczony? Ciekawe, może mistrzyzm, albo mistrzowanie. Na dodatek zarówno coach, jak i mentor to słowa, które są znane zdecydowanej większości Polaków nawet wówczas, gdy nie władają językiem angielskim. Mentoring można przełożyć jako swoista relacja między nauczycielem a uczniem. Dzięki niej uczeń nie czuje się zestresowany, w mentorze ma bardziej przyjaciela, który chce mu pomóc, niż tradycyjnego nauczyciela, który kojarzy nam się z osobą wypatrującą naszych błędów, porażek i niepowodzeń o wiele bardziej, niż sukcesów. Mentor czasami to w ogóle nie jest nauczycielem w klasycznym rozumieniu, ale to przede wszystkim lider w zespole. Dodatkowo bardzo korzystnie wpływa na każdego członka zespołu stosowana ocena 360 (polecamy anacco.pl). Może ją stosować zarówno lider w zespole, jak i mentor czy coach, nigdy nie jest subiektywna, bo nie może składać się tylko i wyłącznie z jednej opinii. Ocena 360 wymaga brania pod uwagę samooceny członka zespołu (ucznia). Lider w zespole nie jest więc wyrocznią, ale opierając się na spostrzeżeniach innych osób powoduje, że subiektywizm oceny jest minimalny. Im więcej zbierze opinii, tym bliżej ocenie do obiektywizmu.